Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fotografia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fotografia. Pokaż wszystkie posty

1.07.2015

O pracy fotografa 1: praca za darmo

Wkurzyłam się (tu powinno paść kilka epitetów). Od rana po sieci krąży radosne ogłoszenie firmy odzieżowej, która szuka chętnych do obfotografowania kolekcji w zamian za zdjęcia do portfolio. Proponują też udostępnienie aparatu. Warszawa, XXI wiek, Polska. Zresztą, sami zobaczcie:



"Firma" zareagowała komentarzem: Szanowni Państwo, „wywołani do tablicy” i zaskoczeni poruszeniem postanowiliśmy zająć stanowisko. Otóż w branży bardzo popularny jest ten rodzaj współpracy. Obecnie na zasadach barterowych realizuje się wiele interesujących projektów, często nawet te o znacznie większej randze i szerszym zasięgu. To współczesne standardy. My oferujemy miejsce i garderobę do tworzenia stylizacji, fotograf i modelka poszerzają portfolio. Mamy wiele zgłoszeń od osób chętnych do współpracy, wiec nie wiemy dlaczego dla niezainteresowanych jest to taki problem?

Otóż problem jest i to poważny. Problem z podejściem do pracy fotografa jako nie-pracy za którą się nie płaci. Problem z nagminnym lekceważeniem różnicy między dobrą a złą jakością zdjęć. Problem z darmowymi pracami i stażami w ogóle. Wreszcie problem ze skąpstwem zleceniodawców i namnożeniem ludzi wyposażonych w aparaty (bo nie fotografów przecież). A to wszystko dlatego, że ludzie są po prostu głupi.

Dlaczego fotograf ma pracować za darmo? Przyznam, że nie rozumiem tego zjawiska. Jak by nie patrzeć, jeśli idę do sklepu po bułki albo odzież, to grzecznie ustawiam się w kolejce do kasy, żeby za towar zapłacić. Jak zepsuje się kran w łazience wzywam fachowca, który nie wykona usługi za darmo. U okulisty też płacę za badanie wzroku i wymierny towar - okulary. Dlaczego zatem przyjęło się, że za zdjęcia się nie płaci, skoro nawet bilety do cyrku są przez widzów opłacane? W końcu fotograf też cośtam wydaje na bilet, poświęca czas, sprzęt ( który wcześniej kupił, a nie dostał w prezencie), jakoś się uczy i w siebie inwestuje. No pomyślcie, my fotografowie też jemy i to nie za darmo.
Ale ludzie są głupi. Są, bo większość uważa, że fotografia to moje hobby i nie mam nic innego do roboty jak tylko uszczęśliwiać innych robieniem im zdjęć. Oczywiście, to część prawdy. Ale poza tym są te wszystkie inne sprawy: że to moja praca, że długo zdobywałam doświadczenie, że budowałam portfolio (owszem, za darmo), że kombinuję jak być coraz lepsza i jak dostarczyć odbiorcy najlepszej jakości produkt. I że jestem profesjonalna i mam wyczucie smaku. Jeśli ktoś uważa, że praca nie zasługuje na wynagrodzenie, to jest nieprofesjonalny. Z tym niestety wiąże się problem drugi.

Bo w Polsce nie płaci się za pracę. Nie chcę narzekać, w końcu już mnie w Polsce nie ma. Ale byłabym, gdyby te wszystkie prace, które wykonywałam wiązały się z pensją. Minimalną, cząstkową, jakąkolwiek - tak, żeby można było zjeść ze dwa posiłki dziennie i zapłacić czynsz z miesiąca na miesiąc. Niepisana zasada jest jednak taka, że staże są bezpłatne, nawet jeśli wiążą się z pełnoprawnym wykorzystaniem swoich umiejętności, za które w normalnych warunkach powinno dostać się pieniądze. Przyznaję, sama się na to godziłam. Wychodziłam z założenia, że to jakoś się zwróci, zaprocentuje, że może ktoś mi jakoś pomoże, zauważy co potrafię. Nie, to nigdy tak nie działa. Pamiętajcie, jeśli raz zgodzicie się coś robić za darmo, będziecie na to skazani zawsze. Mitem jest, że "może cię potem zatrudnią" - prędzej znajdą kolejnego darmowego stażystę. Nie czyni to też rewolucji w CV. Ot, firma oszczędza na pracowniku. I jakkolwiek jest to nieludzkie i niesprawiedliwe, pewnie nie zmieni się dopóki będą chętni do wyzysku. Potrzebujecie doświadczenia? Mam lepszy pomysł: zainwestujcie w 2, 3 godziny w studio, znajdźcie chętną stylistkę i modelkę (zawsze ktoś do współpracy się znajdzie), kupcie kilka ciuchów w sieciówce (potem można oddać) i zróbcie sobie sami lookbook do portfolio. Też za darmo i bez psucia rynku.
Moje doświadczenie darmowej pracy skończyło się na fizycznej pracy ponad siły i możliwości w UK. Nie uważam żeby było warto.

Żyjemy w okrutnych czasach. Obraz jest wszędzie, aparat jest wszędzie, więc opędzić się od zdjęć nie możemy produkując je jednocześnie bez zastanowienia. Stąd głupi mit, że skoro fotografowi trzeba by zapłacić, to może lepiej ciąć koszta i pójść na ważną imprezę z komórką, albo poprosić o zdjęcia ślubne "wujka z aparatem". Nie ma problemu, jeśli kończy się na kiepskiej pamiątce z wesela albo rodzinnego spotkania, gorzej, że trzeba potem oglądać poruszone, niewykadrowane koszmarki choćby w gazetach czy na oficjalnych facebookowych stronach. Sęk w tym, że jak już wspomniałam ludzie są głupi i nie odróżniają dobrych zdjęć od złych. Ludzi z aparatami jest multum, a każdy uważa się za fotografa, proponując zabójcze sesje za 30 zł i psując rynek. Tylko, że jeśli mam kupić np. szampon za 4 zł albo za 20 zł, to prędzej wybiorę ten za 20 zł, bojąc się, że ten super tani będzie wyjątkowo zły. Z sesjami jest odwrotnie - społeczeństwo daje się omamić tanim badziewiem. Coraz częściej tym społeczeństwem są też poważne instytucje albo firmy, którym bardziej niż na oszczędnościach powinno zależeć na jakości. Mało jest dziś fotografów z wykształceniem, ale bardzo wielu wie jak kadrować, na co czekać i przede wszystkim: że dobre zdjęcie wymaga myślenia, nie bezsensownego pstrykania. Od siebie dodam, że trochę wyczucia estetyki też pomaga.

Ale ludzie są głupi. Prawda?

W związku z tym mam małą prośbę, jeśli przypadkiem jesteście też po tej drugiej stronie. Płaćcie za zdjęcia. Nie szukajcie "wolontariuszy" ani darmowych pracowników. To zawsze procentuje, bo możecie zdobyć fajną, wartościową, wierną i lojalną osobę na swoje usługi (ja pewnie taka właśnie bym była). I będziecie mieli pewność, że dostaniecie produkt o dobrej jakości. A poza tym: zarabiacie? To dlaczego inni mają nie zarabiać?

10.02.2014

Przerobię sobie zdjęcie!

Z pewnością nie jest dla Was nowością, że od paru dobrych lat (stuknęło sześć!) zajmuję się fotografią, a zwłaszcza: fotografią z udziałem modelek (ewentualnie modeli). Jak trudno, a jednocześnie fantastycznie pracuje się z ludźmi wiemy chyba wszyscy, a wśród tych trudności jest zjawisko, z którym - mimo doświadczenia i profesjonalizmu - nadal się borykam. I pewnie nie ja jedna. Niestety zwykle jestem grzeczna i kompletnie nieasertywna, więc kiedy pada sakramentalne stwierdzenie: to ja sobie przerobią zdjęcie, po prostu coś tam pod nosem odburknę, bo nie mam za grosz siły, żeby zaprotestować, bo nie wypada, bo to, bo tamto... I o tym będzie ten wpis, drogie modelki (modele), bo wydaje mi się (nadal grzecznie i mało asertywnie), że to nie wynika ze złej woli, tylko nieświadomości. Nieświadomości, że ingerując w cudze zdjęcie robicie coś wyjątkowo niestosownego.

Po pierwsze: prawo autorskie. 
Ważna dziedzina, bo też nigdy nie wiadomo kiedy ewentualnie staniesz po tej drugiej stronie. Prawo autorskie reguluje kwestie autorstwa wszelkich możliwych "utworów", muzycznych, słownych, pisanych, obrazowych. Z grubsza to, co ktoś inny tworzy, choćby to miały być jakieś bazgroły na serwetce. Każdy fotograf jest autorem swojego zdjęcia, co znaczy, że ma pełne prawo dysponować nim jak zechce. I nikt inny nie ma takiego prawa, ani nie może go od niego wykupić. Sprytne? Nawet, jeśli płacisz za zdjęcia, to płacisz za kopię, nie możesz zakazać fotografowi publikacji. Modelka współtworzy zdjęcie, ale ostatecznym autorem, twórcą koncepcji i człowiekiem, który za nie odpowiada jest zawsze fotograf. W świetle tego oczywistego prawa wszystkie ingerencje niefotografów (no chyba, że na wyraźne polecenie i pod okiem autora) są przestępstwem. Jasne, nie donosimy na siebie. Jasne, to nie jest nie wiadomo co - tak sobie mówimy. Ale czasem, kiedyś możecie trafić na kogoś, kto się uprze i dojdzie swoich praw gdzieś wyżej. Tak jak nie idziecie do Luwru domalować Mona Lizie kwiatek w ręce, albo nie dopisujecie do przeboju Michaela Jacksona kolejnej zwrotki, tak nie obrabiacie sobie zdjęć. To fotograf wie, jak to zrobić i jeśli wierzycie mu na tyle, żeby pójść do niego na sesję, o rezultat nie trzeba się bać. 

Po drugie: sprawa twórcza. 
Co wynika z prawa autorskiego, to element twórczości w utworze, czyli indywidualny wkład artysty, który nadaje temu co tworzy swój charakter. Wbrew pozorom to bardzo proste, idę na sesję i tak fotografuję, dobieram tło, kadry, ustawienia, żeby mieć to, co sobie planuję. Podobnie później podczas długiej obróbki - co usuwam, co zostawiam, a co poprawiam jest moją koncepcją, moją. Mogę zrobić komuś fioletowe oczy, bo tak, bo taka jest koncepcja zdjęcia. Jeśli masz inne zdanie, zawsze możemy to przedyskutować. Jeśli chcesz coś zmienić, możesz dać mi znać, ale to ja wiem, jaki efekt będzie najlepszy. Jeżeli nadal wiesz lepiej, to pomyśl dlaczego i czy na pewno chcesz zdjęcia od tego konkretnego fotografa - czasem można zrezygnować. I przede wszystkim wczuj się w pozycję tej drugiej strony: robisz coś, starasz się, poświęcasz czas, ileś konkretnych minut przy komputerze, a modelka w rezultacie zmienia sobie Twoje zdjęcie. To tak, jak będąc dzieckiem dać rodzicowi kartkę z rysunkiem i otrzymać od niego po chwili poprawioną wersję. Tylko czy ta poprawiona będzie jeszcze Twoja?
Jasne, są przypadki, że fotograf celowo pogrubia modelkę (wiem i znam), albo dąży do efektu z którego ta może nie być zadowolona. Ok, nie podoba Ci się - nie musicie razem pracować, proste. Jeśli już pracujesz, to nie psuj i nie neguj cudzej pracy. I ufaj, prawdziwy fotograf wie lepiej i nie zrobi Ci krzywdy. Wrócę do mojej Mony Lizy: nawet jeśli uważasz, że wyglądałaby lepiej na tle wieżowców, z papierosem w zębach to NIE przerabiasz tego, co wymyślił Da Vinci. 

Po trzecie wreszcie: to, co boli chyba najbardziej, a ja ośmielam się nazwać zniesławieniem. Nazwijmy rzeczy po imieniu: jeśli przypadkiem w sieci znajduję robione przez siebie zdjęcia, nad którymi spędziłam godziny korygując kolory, a widzę, że są czarno białe i z jakimś dziwnym rozmazaniem, a na dodatek (o tym zaraz) jeszcze podpisane moim imieniem i nazwiskiem, to czuję że ktoś robi mi na złość. Nie ukrywajmy, żyjemy w czasach, gdy łatwo dotrzeć i szukać potencjalnych klientów, a to opiera się na rozpoznawalności i poczcie pantoflowej. Czy będę zadowolona, kiedy wasze koleżanki, moje potencjalne odbiorczynie, albo klientki, dowiedzą się, że tworzę jakieś szkaradztwa, o których istnieniu nie mam pojęcia? Będę wściekła. Także dlatego, że to działa na moją szkodę, oto ja nie potrafię zrobić porządnie czegoś, w czym niby jestem dobra. Znowu: wyobraź sobie, jak poprawiasz Mona Lizę dając jej do ręki lizaka i dorysowując trzecie oko, wrzucasz do do sieci z podpisem: Mona Liza, Da Vinci. I ktoś otworzy Google, i szukając przykładów dzieł Da Vinciego uzna, że facet był nienormalny. W dużym uproszczeniu tak właśnie to działa, robisz mi negatywną reklamę, choć wydaje Ci się, że to nic takiego. Czasem składam zdjęcia w dyptyki, bardzo ostrożnie i bazując na estetyce. Czasem znajduję swoje zdjęcia złożone w dyptyk, jakiego nigdy bym nie stworzyła. I znowu, grzebiesz mi w czymś, co dostajesz jako kompletną całość, nie kolorowankę do uzupełnienia, gdzie żaba może być czerwona, a bocian zielony. Nie zostawiaj wrażenia, że nie potrafię robić zdjęć (z tej przyczyny nigdy nie dzielę się surowymi zdjęciami bez obróbki).

Jeszcze o podpisach: podpis jest ważny. 
Nawet, jeśli fotograf tego nie powie wprost, trzeba go podpisać. Kupujesz płytę - na okładce jest nazwa wykonawcy, to samo na książce. Zdjęcie ma autora. I jest to zasada tym ważniejsza, jeśli pracujecie za darmo, w tym wypadku Ty zarabiasz zdjęcia do portfolio, a fotograf pewną sławę, jaką przyniesie mu rozpowszechnianie przez Ciebie zdjęcia, także na Facebooku. Jeśli go nie podpiszesz, ileś osób powie Ci, że świetnie wyglądasz, ale fotograf nadal pozostanie anonimowy. To kwestia przyzwoitości. Przyzwoitością jest też nie ingerowanie w zdjęcia.
Bo tak się nie robi. Nikt z tego nie jest zadowolony. 
  

12.28.2012

*

Jedna z ostatnich polskich sesji:

model: Anna Supera
make - up: Daria Dąbrowska


i jeszcze zapraszam tu: http://www.facebook.com/basiapawlikphotography